Mój MONTY
W 2014 roku, podczas wizyty u pani Plaňanskiej, która prowadzi projekt Hope Praha wspierający psy w potrzebie, poznałam Monty’ego. Był to nieśmiały szczeniak, który niechętnie podchodził do ludzi i trzymał się z boku. Został porzucony na ulicy w pobliżu gospodarstwa rolnego, a następnie trafił do schroniska w Šamorínie, skąd trafił do tymczasowego domu w Pradze. Wszystkie szczeniaki znalazły swoje domy, z wyjątkiem Monty’ego, jego rzekomego brata i jednej większej suczki.
Pierwszy raz w domu
Miałam wtedy 17 lat i rodzice nie chcieli pozwolić mi mieć psa, dlatego spacerowałam z psami u pani Plaňanskiej i znajomych. Zabierałam do domu różne szczeniaki w celu socjalizacji, więc wzięłam także Monty’ego, by mógł oswoić się z ludźmi. Po kilku godzinach, gdy tata wrócił do domu, Monty leżał obok niego, a głowę miał położoną na jego ręce. Mama nie miała wątpliwości – ten pies zostaje.
Miał wtedy około 5 miesięcy, bał się wychodzić na zewnątrz, dużych psów, hałasu, nieznanych ludzi i samochodów. Nie umiał się bawić, był bardzo niepewny. Z większych psów kilka razy się posikał ze strachu. Zaczęłam regularnie spacerować z nim z suczką golden retriever, którą wcześniej wyprowadzałam. Nie zmuszałam ich do zabawy, po prostu spacerowaliśmy, a zabawa przyszła z czasem.
Jak pokonaliśmy paniczny strach przed samotnością
Największym problemem był paniczny strach przed samotnością. Monty niszczył mieszkanie, gryząc wszystko, co napotkał, a zabawki i zagadki nie pomagały. Najgorsza szkoda to pogryziony przewód od pralki i zalane mieszkanie, w tym mieszkanie sąsiadów poniżej.
Kiedy trochę dorósł, przestał niszczyć rzeczy (bo już chyba nie miał co), ale zaczął głośno wyć i szczekać, gdy musiał zostać sam w domu. Nic nie pomagało – miał moje ubrania, włączone radio, próbowaliśmy stopniowo wychodzić na chwilę, jak przy szczeniakach, ale zamknięcie go gdziekolwiek kończyło się źle. Sąsiedzi tracili cierpliwość i bardzo nieprzyjemnie skarżyli się.
Po ogromnych obawach, wyrzeczeniach i konsultacjach, w końcu kupiłam obrożę antyszczekową Dogtrace – dla mnie najlepszą.
Jak się dzisiaj miewa Monty?
Dziś Monty jest całkowicie bezproblemowym psem, przyzwyczajonym do wszystkiego, co teraz przychodzi mi na myśl. Jedyną rzeczą, na którą zwracam uwagę, są inne psy. Niektórym psom - samcom nie do końca się podoba lub czuje się niepewnie, gdy na przykład duży obcy pies obwąchuje go z bliska – wtedy reaguje pokazując zęby. Albo kiedy spotykamy psa, który na niego warczy, wtedy dochodzi do walki. Dlatego zawsze uważnie obserwuję, gdzie porusza się jaki pies, i pilnuję Monty’ego. Ma jednak stuprocentowe przywołanie, dlatego mogę go mieć wszędzie bez problemu na wolności, a kiedy widzę obcego psa, wołam go do nogi (lub przypinam na smycz) i puszczam dopiero wtedy, gdy pies przejdzie obok albo dogadamy się z właścicielem, że mogą się pobawić. Od suczek Monty pozwala sobie nawet na skakanie po głowie.
Nauka nie musi być torturą! Ale z aportem się namęczyliśmy…

Zajmujemy się kynologią sportową (posłuszeństwo, obrona i tropienie). Do tej pory zdaliśmy pięć egzaminów, w tym jeden obejmujący tropienie. W obronie Monty nie wyróżnia się szczególnie, choć zrobił ogromny postęp, jednak na egzamin jeszcze nie był gotowy. Najtrudniejsze dla niego było skupienie się na mnie i trening wśród innych psów – miał z tym problem, gdy zaczęliśmy ćwiczyć na placu treningowym. Jednak po trzech miesiącach treningu w grupie poprawił się o sto procent.
Jeśli chodzi o ćwiczenia, najtrudniejszy był aport. Monty nie chciał trzymać drewnianej hantli, kompletnie go to nie interesowało. Ostatecznie, dzięki grom, własnoręcznie zrobionej drewnianej hantli (lżejszej i nielakierowanej) oraz wprowadzeniu aportu do codziennych spacerów, sytuacja się zmieniła i dziś Monty przynosi nawet lakierowaną hantlę.
Najlepiej szły mu wszystkie sztuczki i ćwiczenia związane ze skakaniem w każdej formie. Skakanie to dla niego absolutny hit i bardzo to kocha, więc czy to było przeskakiwanie przeszkód, czy wyskok w ramiona albo na plecy — nauka była naprawdę szybka i pełna entuzjazmu z obu stron.
Flyball z „martwą” piłeczką i psi kaszel
Monty zawsze był bardzo szybki i wielu dużym psom trudno było go dogonić. Bardzo lubi piłki, więc pomyślałam, że flyball może być dla nas idealny. Jednak moje oczekiwania nie do końca się spełniły, bo nieruchoma piłka w boxie nie jest aż tak interesująca, a gdy już ją złapie, po co miałby tak szybko wracać do mnie? Nauczył się biegania, ale na treningach nie wkłada w to tyle serca, ile mógłby.
Z powodów zdrowotnych, gdy Monty przeszedł autoimmunologiczne zapalenie płuc (skutek psiego kaszlu, który miał już w czasie pobytu w domu tymczasowym, a trudno powiedzieć, jak długo wcześniej), miał około pół roku przerwy od wszelkich aktywności, co nas trochę spowolniło. Weterynarze przez prawie rok nie potrafili ustalić, co mu jest, aż doktor Alexa zdiagnozował zapalenie i Monty został wyleczony.
Dlatego Monty dotąd był tylko na dwóch zawodach flyballowych i było widać, że na zawodach dzięki atmosferze stara się bardziej, ale wciąż nie wkłada w to całego serca. Krzyk, hałas i adrenalina nie sprawiają mu problemu, wręcz przeciwnie – bardzo mu się to podoba, znacznie bardziej niż treningi.
Poza sportem
Poza sportem ogromną przyjemność sprawia nam agility. Byliśmy na kilku zawodach, choć tylko nieoficjalnych, ale udało się nam zdobyć kilka pucharów. Spróbowaliśmy także treningu ratowniczego i odbyliśmy kilka lekcji z Ochotniczą Strażą Pożarną w Příbram oraz ratowniczymi kynologami z Pardubic.

Co dał mi Monty?
Dzięki Monty’emu zaczęłam chodzić na treningi, naprawdę ćwiczyć i angażować się w różne psie sporty oraz aktywności. Monty właściwie zaprowadził mnie do kynologii jako takiej – dziś nawet ją studiuję i chciałabym się nią zajmować także zawodowo, choć to pokaże czas. Nauczył mnie dużo lepiej rozumieć zwierzęta niż wcześniej, choć wciąż jest wiele do nauki. Trening z nim nie był i nie jest łatwy, jeśli pominąć wszystkie problemy wynikające z jego przeszłości. To bardzo inteligentny pies, który dzięki treningowi zyskał pewność siebie i nauczył się myśleć samodzielnie, co nie zawsze jest ułatwieniem podczas treningów. Dla mnie jednak jest to niezwykła przyjemność obserwować i badać, jak myśli i co potrafi wymyślić w różnych sytuacjach – czasem jest to naprawdę zabawne.

Przed adopcją psa z schroniska
Zanim zdecydujesz się na psa z adopcji, zdecydowanie polecam bardzo dobrze przemyśleć swoje możliwości, środki, wymagania i wolny czas. Jeśli ktoś jest początkujący i chce psa na towarzysza, lepiej wybrać mniejszego psa lub starszego, bo oni też zasługują na nowy dom i potrafią wielokrotnie odwzajemnić swoją wdzięczność. Najważniejsze jest jednak, by pamiętać, że każdy pies potrzebuje poświęcenia i uwagi. Nie trzeba koniecznie uprawiać sportów kynologicznych czy jeździć na zawody (choć to oczywiście najlepsze i psy naprawdę uwielbiają, gdy mogą się czegoś uczyć i na czymś się skupić), ale przynajmniej podstawowa posłuszność i solidne spacery to coś, co powinniśmy zapewnić psu. W przypadku psa adoptowanego trzeba liczyć się z możliwymi skutkami jego przeszłości, które będą wymagały pracy i rozwiązania, ale wszystko da się pokonać – czasem trzeba tylko poświęcić na to większość wolnego czasu.
Największym błędem jest jednak litowanie się nad psem z jego przeszłością. W momencie, gdy pies trafia do nowego domu, gdzie jest szczęśliwy, jego życie zaczyna się od nowa i ma się już dobrze.
Dlatego każdy, kto adoptuje takiego psa, musi zacząć z wychowaniem od początku, tak jak ze szczeniakiem, i nie usprawiedliwiać nieposłuszeństwa czy innych zachowań tym, że pies miał wcześniej ciężko – teraz po prostu trzeba nauczyć go, jak ma się zachowywać, gdy już ma dobrze.
Markéta Děkanová
Zdjęcie,
J. Plaňanská, M. Jakubová
Komentarze do artykułu
Wstaw komentarz