Ayming, ekspert w finansowaniu inwestycji w badania i rozwój, przedstawia przedsiębiorcze historie swoich klientów: był w stanie założyć odnoszące sukcesy firmy w dwóch zupełnie różnych dziedzinach: w pierwszej, przed pojawieniem się Internetu, sprzedawał perfumy w sklepach stacjonarnych i zatrudniał 30 osób, w drugiej wrócił do swojego hobby, które towarzyszyło mu od dzieciństwa, elektroniki. VNT electronics s.r.o. została założona przez Jiříego Nováka trzynaście lat temu.
autor redakcji | Wywiady | 11.09.2017
Pod nazwą handlową DOGTRACE firma produkuje i sprzedaje elektroniczne pomoce szkoleniowe dla psów, głównie za granicą. Od momentu założenia firma sprzedała ich około miliona. Wszystkie pomysły i wynikające z nich nowe produkty powstają w Czechach, obecnie w nowej siedzibie VNT electronics w Lanškrounie. Wkrótce zawiśnie tam tablica upamiętniająca labradora retrievera, bez którego dzisiejsza odnosząca sukcesy firma nie istniałaby.
Jak wpadłeś na pomysł produkcji elektronicznych obroży dla psów?
To było siedemnaście lat temu, kiedy zdecydowaliśmy się mieć własnego psa. Wybraliśmy labradora retrievera, którego dostaliśmy wiosną 2000 r. Miał na imię Gordy i stał się członkiem naszej rodziny. Kiedy zaczął dorastać, trzeba było zacząć go szkolić, dzięki czemu poznałem głównego trenera, który prowadził lokalną organizację kynologiczną. W ten sposób dostałem się do środowiska hodowców psów i stopniowo zacząłem się z nim zaznajamiać. Dla wszystkich ważne było, aby skutecznie i szybko szkolić psy, a lokalna trenerka Iveta Skalicka wprowadziła mnie w ideę obroży treningowych.
Zaczęliście je importować czy produkować?
W tamtym czasie można było kupić obroże na przykład z Ameryki, ale zaczęliśmy je produkować sami. Zajmowałem się elektroniką od dziesiątego roku życia i chociaż miałem długą przerwę i prowadziłem interesy w innej dziedzinie, stopniowo wracałem do elektroniki. Kupiłem jedną obrożę. W tamtym czasie jej cena wynosiła około 15 000 CZK i była przestarzała technologicznie. Cena wydawała mi się absurdalna i wiedziałem, że można opracować tańsze i lepsze urządzenie. Prawie wszyscy zniechęcali mnie do tego, nikt nie wierzył w możliwy sukces takiego produktu. Ale poszedłem dalej i zacząłem nad tym pracować mniej więcej z dnia na dzień.
Co potrafią wasze obroże?
Mamy urządzenie śledzące GPS lub obroże treningowe, które umożliwiają korekty za pomocą różnych poleceń opartych na wibracjach, dźwięku lub stymulacji. Obecnie pracujemy również nad linią d-contol AQUA. Działa na zasadzie aerozolu, który rozpyla się z pojemnika ciśnieniowego. W sytuacji, gdy pies nie reaguje, musisz odwrócić jego uwagę od jego aktywności, na przykład rozpylając aerozol z obroży, staje się czujny i masz szansę go przywołać. Dzięki obrożom GPS możesz monitorować lokalizację aktualną pozycję swojego psa, głównie do celów myśliwskich.
Kim są wasi klienci?
Mamy kilka segmentów. Są zwykli hodowcy, ale także myśliwi czy profesjonalni trenerzy, którzy zabierają swoje psy na zawody. Tam ważne jest, aby pies był idealnie posłuszny, dosłownie dokładny jak zegarek. Tylko w ten sposób może uzyskać najwyższy możliwy wynik. Sport ma jasno określone zasady i dokładność jest w nim bardzo ważna. Podobnie dla myśliwych konieczne jest wyszkolenie psa, aby nie biegał za zwierzyną, gdy nie powinien. Nasze urządzenia pomagają również na przykład w szkoleniu psów asystujących. Wszystkie produkty opracowujemy z uwzględnieniem wymagań i doświadczeń naszych klientów. Ich opinia jest dla nas ważna.
Czy sprzedajecie więcej na rynku czeskim czy za granicą?
Nasz sukces wynika głównie z faktu, że udało nam się wejść na rynki zagraniczne. Obecnie jesteśmy reprezentowani w dwudziestu krajach. Jesteśmy dość silni na przykład w Niemczech, Hiszpanii, gdzie mamy dobrych partnerów. Przyciąga nas głównie Europa. Sprzedajemy również do Ameryki, choć nie w dużych ilościach. Ten rynek jest dla nas wyzwaniem w przyszłości, a wejście na niego wymaga jeszcze dużo pracy i dalszego rozwoju.
W jaki sposób wymyślasz produkty?
Na początku miałem tylko jednego partnera, który był również bardzo dobrze zorientowany w elektronice i razem z nim rozpoczęliśmy realizację pomysłu. Dziś mamy zespół dwunastu osób, głównie inżynierów, którzy tworzą zespół programistów. Dysponujemy najnowocześniejszą technologią. Wszystko produkujemy i montujemy sami w naszej spółce zależnej Morelli Electronics Ltd. Nie mamy fabryki w Chinach ani gdzie indziej. Kupujemy tylko niektóre komponenty od renomowanych producentów.
Na czym polega rozwój obroży elektronicznych i jakie innowacje wprowadza?
Urządzenia zawierają technologie takie jak telefony komórkowe, moduły GPS, Bluetooth, potężną transmisję radiową, która może być używana do łączenia się na odległość od 20 do 30 kilometrów, ważna jest również dobra bateria. Od początku rozwoju upewniamy się, że koszt produkcji pozostaje w takich granicach, abyśmy mogli zaoferować klientom dobrą cenę i jakość, jest to kluczowe. Opieramy się na nowoczesnych technologiach renomowanych producentów. Stale zmniejszamy nasze produkty i poprawiamy ich parametry, takie jak zasięg. Na przykład udało nam się opracować najmniejszą obrożę elektroniczną na świecie. Projektowanie również odgrywa ważną rolę. Obecnie oprogramowanie do projektowania i drukarki 3D są ogromną zaletą, dzięki której możemy wydrukować pierwsze produkty i zobaczyć wszystko w rzeczywistych wymiarach. To znacznie przyspiesza pracę.
Ile kosztuje rozwój?
Każdego roku inwestujemy miliony koron. Zaangażowany jest w to nasz rosnący zespół inżynierów. Korzystamy również z pomocy Ayming, którzy bardzo dobrze znają zarówno technologię, jak i przepisy prawne. Pomaga nam to zaoszczędzić sporo pieniędzy. Są w stanie doradzić nam, ile bezpośrednich i pośrednich kosztów badań możemy włożyć. Podoba mi się również zasada współpracy, płacimy Ayming opłatę tylko od konkretnej kwoty, którą pomagają nam zaoszczędzić. To poważna sprawa. Współpracujemy z nimi od 2016 roku i jesteśmy zadowoleni.
Czym zajmowałeś się do 2000 roku, zanim założyłeś swoją obecną firmę?
Kiedy poznałem moją byłą żonę, zajęliśmy się biznesem perfumeryjnym. Założyliśmy około sześciu sklepów, mieliśmy też hurtownię i firmę zatrudniającą około 30 pracowników. Z elektroniką byłem związany od dziecka, nawet w ostatnim reżimie robiłem na przykład wzmacniacze dla muzyków. Byłem też blisko tego, ponieważ sam gram na gitarze. Granie było moim hobby przez prawie cały czas. W czasie boomu satelitarnego zajmowałem się dekoderami, antenami i innymi rzeczami związanymi z elektroniką. W 2000 roku powoli zacząłem opuszczać pierwotną firmę i budować nową.
Kiedy na osiem lat zerwałeś kontakt z elektroniką, musiałeś zapomnieć o wielu rzeczach. Jak zmieniła się branża w tym czasie?
Bardzo, ale wciąż wiedziałem, co robić. Dziś technologia pędzi do przodu w znacznie szybszym tempie. Wielki przełom nastąpił dwadzieścia lat temu, kiedy zaczęto używać większych komponentów, a od tego czasu miniaturyzacja postępuje. Musiałem dużo się uczyć, aby nadrobić tę lukę, ale miałem dobre podstawy, miałem dobry sposób myślenia w tej dziedzinie, wiedziałem, jak projektować płytki drukowane. Ponadto stale czytałem czasopisma branżowe, nawet podczas prowadzenia mojej firmy perfumeryjnej, więc nadal byłem w pewnym stopniu zaznajomiony z tą dziedziną i nigdy nie opuściłem jej całkowicie.
Jak myślisz, co pomogło Ci założyć dwie odnoszące sukcesy firmy w zupełnie różnych dziedzinach?
Myślę, że są to głównie godziny pracy, musisz poświęcić cały swój czas, aby osiągnąć swój cel, a także dążyć do niego w wystarczająco drapieżny sposób. Musisz mieć jasne priorytety i trzymać się ich.
Jakie były początki elektroniki VNT?
Przede wszystkim najważniejszą rzeczą było opracowanie dobrego produktu, tak aby działał i mógł być sprzedawany. To był kluczowy etap, który trwał dość długo. Dopiero w 2004 roku mój pierwszy partner i ja doszliśmy do punktu, w którym mieliśmy produkt, który mogliśmy zaoferować naszym klientom. Pojechaliśmy z nim najpierw do centrum wystawienniczego w Letňanach w Pradze. Produkt nie był jeszcze doskonały, ale był o połowę tańszy w porównaniu do zagranicznych konkurentów. W tym czasie w firmie było nas tylko dwóch. Oryginalny pomysł i inwestycja pochodziły ode mnie, mój partner był inżynierem elektrykiem i razem przynieśliśmy pierwszy produkt na świat.
Rozwijanie pierwszego produktu przez tak długi czas musiało być wyzwaniem finansowym, jak sobie poradziłeś?
Byłem w stanie założyć dzisiejszą firmę tylko dlatego, że byłem już zabezpieczony finansowo dzięki mojej poprzedniej firmie. Nie wyobrażam sobie zaczynania od zera bez niczego. Ale jednocześnie nigdy nie korzystaliśmy z żadnych dotacji i od samego początku działaliśmy za własne pieniądze. Było to również bardzo czasochłonne. Kiedy zaczynasz rozwijać nowy produkt w nowej firmie, trudno jest przewidzieć, kiedy wszystko się wydarzy i dokąd dotrzesz, czy będziesz w stanie go sprzedać i odzyskać zainwestowane pieniądze.
Jak to ewoluowało po pierwszym pokazie?
Na początku chodziło o sprzedaż kilkudziesięciu sztuk. Stopniowo zaczęliśmy rosnąć, każdego roku podwajając poprzedni. Około dziesięciu lat temu poczułem, że potrzebuję kogoś, kto do mnie dołączy, aby zająć się sprzedażą i innymi działaniami. Nadal staram się mieć na to wszystko oko i monitorować lokalizację to, ale nadal najbardziej interesuje mnie rozwój, technologia, istota tworzenia produktu i na tym staram się skupić. Dołączył do mnie przyjaciel, pan Ing. Jan Horák, z którym początkowo graliśmy w zespole. Teraz mamy około stu pracowników w dwóch firmach.
Czy śledzisz, ile produktów sprzedałeś od początku swojej działalności?
Cieszymy się, że dziewięć na dziesięć osób, które wybierają nasze produkty, jest z nich zadowolonych. Mówią, że dzięki nim ich treningi są bardziej efektywne i poprawiają ich stosunek do psów. Co więcej, dziś produkty są znacznie bardziej przystępne cenowo niż wcześniej. Ich cena zaczyna się od 2 do 3 tysięcy koron.
Czy sam masz jeszcze psa?
Nie, niestety zdechł rok temu. To był oryginalny pies z 2000 r. Mieszkał z nami przez ponad 15 lat. Nadal jestem mu winien tablicę pamiątkową przed firmą. Gdybyśmy go wtedy nie mieli, nie wszedłbym w ten biznes. W przyszłości na pewno znów będę miał psa, ale będę musiał spędzać z nim więcej czasu w domu i na placu treningowym. Mam teraz przed sobą inne projekty zawodowe.
Czy zamierzasz zwolnić tempo pracy?
W tej chwili na to nie wygląda, raczej jest coraz szybciej.
Czy myślałeś o sprzedaży firmy i cieszeniu się życiem i większym spokojem?
Myślę, że jest to coś, o czym każdy myśli z biegiem czasu, ale jeszcze się to nie wydarzyło. Ponadto żadne z moich dzieci nie planuje przejąć firmy, a ja nadal cieszę się pracą. Z drugiej strony bycie zaangażowanym w firmę jest bardzo wymagające, ale wybrałem to i moja żona bardzo mi pomaga. To także kwestia bycia osobą, która musi coś stworzyć. Moja żona i ja pojechaliśmy na Mauritius w zeszłym roku, co było świetne, ale nadal nie cieszyłbym się tylko łowieniem ryb i nie robieniem niczego innego. Muszę to zrównoważyć. Staram się cieszyć większą ilością wolnego czasu tak bardzo, jak to możliwe.
Komentarze do artykułu
Wstaw komentarz